Triki w grze Star Wars: Squadrons

Star Wars: Squadrons to puszczenie oczka w część starszych graczy, pamiętających również kultowego Tie Fighter oraz X-Wing Alliance. Lub ten rodzaj rozgrywki dalej się przyjmie wobec dzisiejszych wymagań graczy?

 

 

O ile w Tie Fighter rzeczywiście udało mi się zagrać dekady temu, to nie nie byłem niebezpiecznym fanem tych gier. Przyzwoite, ale jakoś nie przypadły mi do smaku. Do Star Wars: Project Maverick podszedłem więc raczej neutralnie, ot żeby zagrać, polatać moment w multi, zrobić akcję również zapomnieć. Czy Star Wars: Squadrons pozostanie w mojej opinii na dłużej? Recenzja może mieć spoilery fabularne. Tekst powstał na podstawie wersji na Playstation 4.

 

 

Star Wars: Project Maverick to kosmiczny symulator walk między różnymi ikonicznymi pojazdami z wszystkiej franczyzy. Traktuje toż nie tylko filmów, a plus oraz gier planszowych, zwłaszcza szukałbym tutaj podobieństw do walki figurkowej Star Wars X-Wing, która polega całkowicie na ostatnim samym co mówiony tytuł, tylko że działamy na końcu. W Star Wars: Project Maverick zasiądziemy za sterami statków dostępnych dla państwa oraz powstającej właśnie Nowej Republiki. Każda strona ma dostępne cztery pojazdy przylegające do swojej odpowiedniej kategorii. Mamy myśliwce (X-Wing oraz Tie Fighter), myśliwce przechwytujące (A-Wing i Tie Interceptor), bombowce (Y-Wing oraz Tie Bomber) oraz pojazdy wsparcia (U-Wing i Tie Reaper). darmowe gry klikarnia Fanom Gwiezdnych Wojen na widać te samochody są doskonale znane. Gra posiada wszelkie znamiona symulatora i chce od nas dobrego zachowania przy mieniu o prawach fizyki również lotów w dziedzinie trójwymiarowej. Oczywiście wykonywa toż kluczowe pole dla ruchu i umiejętności zaawansowanych sztuczek jakie mogą tworzyć tylko pojazdy kosmiczne bez odpowiedniego, ziemskiego ciążenia. Powiem wprost, system latania w Star Wars: Project Maverick to prawa przyjemność a dużo dopracowany system dający masę radości. Nic tu nie mogę zarzucić. Zwłaszcza, że wykorzystuje nie ma swojego interfejsu, oraz całe istotne aspekty są przedstawione bezpośrednio na kokpicie naszej maszyny. Przypomina toż po prostu majestatycznie, jest szczególnie klimatyczne również praktyczne. Po kilkorgu chwilach w kokpicie każdej z maszyn wiemy wszystko na fakt oznaczeń na desce rozdzielczej. A o dokładnie pamiętać, że jakiś z samochodów ma nowy kokpit oraz umiemy się nawet rozejrzeć wokół siebie żeby przyjrzeć się szczegółom. Polecam.

 

 

Gra oferuje nam tryb kampanii oraz sieciowy. Możliwe są także rozgrywki przeciwko sztucznej inteligencji. Zacznijmy od kampanii fabularnej. Zdana jest ona około z czternastu pozycji oraz zatrzymuje się na sceny po zniszczeniu Gwiazdy Śmierci nad planetą Endor. Mimo utworzenia rządu Nowej Republiki i organizacji wojsk Rebeliantów w szeregi Państwa, to grupy Imperium dalej stanowi ważną siłę zbrojną kontrolującą duże obszary galaktyki. Fabularnie zabawa będzie podpierać się na platformie pierwszego prototypu superpancernika Nowej Republiki o określi Starhawk. Na zmianę będziemy przekazywać siłami Republiki oraz Imperium żeby poznać tajniki tej sprawy. Zasiądziemy za sterami Eskadry Szpica oraz Eskadry Tytan i będziemy prezentować zasady gry także możliwość sterowania każdym statkiem. Działalność jest przecież czymś więcej, niż tylko trybem szkoleniowym przed rozgrywkami sieciowymi. Nauczymy się i wielu zaawansowanych manewrów (jak np. bardzo funkcjonalne ślizganie pozwalające na uniki oraz szybki obrót wokół własnej osi) oraz zastosowania każdego sprzętu – jego cech i chorób.

 

 

To przecież nieistotne, gdyż kampania to znacznie dobre ciasteczko dla fanów Gwiezdnych Wojen. Znajdziemy wiele smaczków i elementów z jakich łączymy Gwiezdne Wojny. Będziemy konkurować z Gwiezdnymi Niszczycielami, budzącymi grozę kolosami i pełny ich klimat trwałości i energie został idealnie przeniesiony do gry. Zniszczenie kolosa stanowi specjalnie trudne i trudne, i każdy błąd skutkuje natychmiastowym zestrzeleniem. Między funkcjami będziemy i wracać do hangaru natomiast na odprawy by posłuchać co są do powiedzenia członkowie naszej eskadry oraz dowódcy. Niewątpliwie będzie i odprawa przed misją. Same odprawy mają głębię także są naprawdę fajnie zrobione, ale dialogi między sytuacjami są bardzo powściągliwe i prowadzone na skalę. Jednak z kolejnej części bardzo polubiłem Shena, weterana który przez gry z rebeliantami stracił wiele stronie naszego ciała i stały zastąpione implantami.

 

 

Teraz porozmawiajmy o sposobie sieciowym również tu niestety Star Wars: Squadrons daje nam dużego kopa w tył. Po kampanii naturalnie powinniśmy przesiąść się do gier sieciowych oraz na wstępu, w menu wszystko czeka w planu. Jesteśmy elementy kosmetyczne odblokowywane za granie, zadania dzienne oraz nawet sezony. Jest co prowadzić. Klikam więc multiplayer oraz czuję lekki szok widząc trzy tryby, z czego jeden jest na początku zablokowany. Jest mi więc albo potyczka z graczami w budowie albo grach na SI. Również tutaj kolejne rozczarowanie, bo jesteśmy zaledwie sam rodzaj rozgrywek 5v5 podobny w prostym prawu do MOBY z latającymi botami. Bitwa flot, ponieważ naprawdę toż się nazywa, liczy na uszkodzeniu okrętu flagowego przeciwnika. By to przygotować, należy wykonać nasze okręty uderzeniowe oraz zniszczyć eskortę wroga. Wyglądamy oczywiście na zmianę, bo jak szturmujący okręt zostanie zniszczony, następuje atak wroga. Rozwalamy tarcze okrętu flagowego, zmieniamy jego podsystemy i staramy się go rozwalić nim oni uszkodzą nas. Na świcie jest fajnie, ale szybko się zaczynałem nudzić, głównie z uwagi na małą skalę walk. To nawet nie umywa się do gier wielkich z Battlefront 2, gdzie maszyn było wysoce, umierało się częściej, jednak oraz same do bitwy wracało bardzo szybciej. No oraz walka tam była znacznie dużo rozbudowana, tak jedno jak prace jakich stanowiło znacznie również zajmowały zróżnicowane cele. Nie dało się tam nudzić przez dziesiątki godzin zabawy. Tutaj zaraz po trzecim meczu zacząłem ziewać. A najgorsze jest że to, że twórcy że nie będą dalej rozwijać gry.

 

 

Graficznie gra wygląda dużo dobro. Kiedy szybko wspominałem, kokpity są cudowne, tak toż zresztą jak większe firmy które z nami współpracują czy z którymi walczymy. Podlatujemy bardzo blisko okrętów flagowych dodatkowo na zbliżeniu nie widać żadnych nieostrych tekstur. Dużo elementów oraz bardzo ładnie wyglądające wybuchy, jest doskonałego. Udźwiękowienie oraz istnieje wysoce opłacalne, spotkamy stare brzmienia z filmów, lecz i dodatkowo dużo różnych piosenek. Udźwiękowienie statków to zarówno czysta klasyka. Charakterystyczny dźwięk lecącego myśliwca Tie lub dźwięk wystrzału z laserów X-Winga to granie, które dostarcza do łez fanów gwiezdnych wojen również zostało sfinalizowane z najpopularniejszą starannością.

 

 

Kolejną niewątpliwą zaletą Star Wars: Squadrons stanowi wyraźnie niska cena, bo zabawę na Playstation 4 można już wziąć w wartości 140 zł. Wszystko to powoduje, że po prostu warto wygrać w tą grę, nawet jeśli wcześniej nie byliśmy do działania z wielkimi symulatorami. Star Wars: Squadrons jest nieco niski w kadrze a bardzo intuicyjny. Przy kampanii Star Wars: Squadrons podejmował się dobrze, gra dała mi dobre wyzwanie również walory estetyczne. Niestety zatrzymała się tak samo mocno jak zaczęła a tworzę zawsze nadzieję, że twórcy dostarczą nam dużo zawartości w perspektywy.

 

 

 

Wymagania sprzętowe Star Wars: Squadrons

 

Minimalne: Intel Core i5-6600K 3.5 GHz / AMD Ryzen 3 1300X 3.5 GHz 8 GB RAM karta grafiki 2 GB GeForce GTX 660 / Radeon HD 7850 lub lepsza 40 GB HDD Windows 10

Rekomendowane: Intel Core i7-7700 3.6 GHz / AMD Ryzen 7 2700X 3.7 GHz 16 GB RAM karta grafiki 6 GB GeForce GTX 1060 / 8 GB Radeon RX 480 lub lepsza 40 GB HDD Windows 10

Ocena użytkowników 7/10

Dziś gramy w grę PC Cyberpunk 2077

Teraz gdy Cyberpunk 2077 zawitał pod strzechy, jedni podnoszą go pod niebiosa, a inni pomstują, na czym świat stoi. I ja? Mnie CD Projekt RED wyprowadził z równowagi tak mocno, że zarządzam się na recenzję bez taryfy ulgowej. Na chwilę zapominam o aktualnym, iż to polski oddział, któremu kibicuję z patriotycznego obowiązku, zapominam, że stał Wiedźmin 3, zapominam o wszystkiej sympatii, którą mam natomiast do producenta, także do tego projektu jako takiego…

 

 

Oraz czym mnie tak zdenerwowali REDzi? Tym, że po macoszemu potraktowali konsolowców, tym, że kazali mi liczyć z prowadzeniem Cyberpunk 2077 do poprzedniej chwili (która dziwnie zbiegła się z książką pierwszej łatki), tym, że po przekładanej wielokrotnie premierze wypuścili półprodukt? Warunków było sporo, natomiast ten nowy zirytował mnie najbardziej.

 

 

Bo przecież wszyscy chyba pamiętamy ten pierwszy, powyżej wstawiony zwiastun Cyberpunk 2077, gdzie zamiast daty premiery pojawiał się napis „When it’s ready”. Dużo byłem czyli w kształcie wybaczyć REDom, by zobaczyć dopracowany produkt. Tymczasem było się zupełnie inaczej. Bo jak więc, co dotarło na sklepowe półki, jest „ready”, to ja mówię głosem Michała Żebrowskiego.

 

 

 

Night City w poziomie, w dziale a w głąb

 

Cyberpunk 2077 to tytuł, którego po tych ośmiu latach nie trzeba już że nikomu przedstawiać. A jednak pewien zarys tła historycznego przyczynił się, aby dokładnie zrozumieć twórców. Bo czym jest obecne uniwersum, które umieszczają na ekrany naszych pieców również telewizorów?

 

 

Przede wszystkim to cyfrowa adaptacja papierowego erpega o określi Cyberpunk, którego pomysłodawcą był Mike Pondsmith (pracujący zresztą i przy Cyberpunk 2077). Jeśli zaś sięgnąć głębiej, doszukalibyśmy się inspiracji filmem Ridleya Scotta - Łowca Androidów, a dodatkowo powiązań z takimi tuzami literackiego gatunku sci-fi jak Williams, Gibson czy Morgan.

 

 

Mówimy wtedy o dystopijnym świecie przyszłości, w którym wszechpotężne korporacje zrzucają na siebie atomówki, ludzkość zbiera się w ogromnych metropoliach, a lekiem na wszelkie zło są cyber-wszczepy i inne modyfikacje ciała. W wycieczka do takiego właśnie fascynującego, jednak dodatkowo niezwykle mrocznego świata udałem się wraz z CD Projekt RED. No, również powinien więc podać twórcom Wieśka, że Night City, moloch na wybrzeżu Pacyfiku, jest miejscem, w jakim naprawdę można się zagubić.

To miasto urzeka wszystkim – od industrialnych doków, przez luksusowe biurowce, aż po zapuszczone speluny. Zewsząd błyska po oczach neonami, wabi gwarem zatłoczonych ulic, trąbi klaksonami aut oraz ryczy ich silnikami. To miasto, jak już raz mnie pochwyciło, to zbyt nic nie chciało puścić.

 

 

A za to należą się REDom olbrzymie brawa . Stworzyli metropolię, jaka jest potężna i ciekawa. Mapa naprawdę robi wrażenie swoim rozmiarem, oraz do Night City zbudowano jak chodzi nie jedynie w zakresie, tylko i w dziale. Co zatem oznacza? Zaś toż, że mnóstwo tu tuneli, estakad, wiaduktów, wind, przejść na dachy… Wszystko to czyni nie lada labirynt – ciasny, duszny i dobrze oddający atmosferę gigantycznej aglomeracji.

 

 

To pole po prostu ma siłę – zaś tymże całkowicie prowadzę nie w klasach przestrzennych, ale metaforycznie. Daje się, że wszystek zaułek, każdy bazar również wszelki stragan na aktualnym bazarze uważa zbyt sobą dłuugą oraz ciekawą historię.

 

 

Niestety, Night City nie zawsze wygląda tak dużo, jak w aktualnym opisie. Osobiście ogrywałem Cyberpunk 2077 w wersji konsolowej oraz niekiedy lokacje objawiałyby się tak dobrze, przecież w zaskakująco wielu momentach ulice były pustawe, samochody przejeżdżały nimi z rzadka, a gwar rozmów cichł, jak gdyby oraz w ostatnim wirtualnym świecie epidemia zmusiła wszystkich do stania w budynkach. I, co tu dużo mówić, toż znacznie psuło klimat.

 

 

Nie sposób nie wspomnieć te o graficznych deficytach wersji konsolowej. Deszcz, jaki mógł istnieć bardzo poważny, robiłeś na moim PlayStation 4 nijako, klockowate bryły zastępowały złożoną architekturę, a asfalt wyglądał jak duża szara plama, po której śmigało moje auto.

Cały okres był wrażenie, że jeżdżę lub chodzę po mocnym i arcyciekawym świecie, ale dodatkowo nadal musiałem się domyślać, kiedy mógłby on oczekiwać, gdyby został wykonany jak trzeba. Oczywiście, wrażenia moich redakcyjnych kolegów z klas pecetowej są o niebo lepsze, ale… cóż, trudno, by się umieszczałem na innych odczuciach!

 

 

 

Brawa dla scenarzystów

 

Inna sprawa to scenariusz. On, oczywiście, nie podlega żadnym rygorom technicznym, bo niezależnie od sprzętu czy wydajności, jednak będzie taki sam. I tutaj REDzi odwalili kawał dobrej roboty. Formy są niesamowicie barwne również z wejścia budzą sympatię (lub antypatię – razem z planem pisarzy). Dialogi z kolei to wartkie wymiany zdań, w jakich dowcipy przeplatają się z złymi ripostami.

 

 

To samo dotyczy zresztą nie tylko wątku głównego, ale też zadań pobocznych. Znajdą się wprawdzie nudnawe zapchajdziury, jednak wiele spośród obecnych funkcji również cieszy, oraz zaskakuje. Prawie w każdej spośród nich jest każda tajemnica również zwrot akcji. A suma więc nie pozwala pominąć żadnego wykrzyknika, który na karcie oznacza robotę do przeprowadzenia.

Ba! Niewiele tego! Scenarzyści tak dobrze wywiązali się z założenia, że był taki czas, że rzeczywiście chciałem „spalić to miasto”, jak mówi najsłynniejszy slogan reklamowy. Obudzić we mnie takie emocje jednym fabularnym twistem? No, no, szacunek!

Ramię w ramię ze pięknym scenariopisarskim warsztatem idzie polska lokalizacja. Już po pierwszych chwilach spędzonych w atrakcji nie miałem zamiaru przełączać się na grupę angielską, choć taki był mój pierwotny zamysł. Były nie słyszałem tak rewelacyjnie wykonanego dubbingu. Zaś nie mówię jedynie o Michale Żebrowskim, lecz on, rzecz jasna, też wywiązuje się ze swojej wartości popisowo.

 

 

Kawał świetnej roboty wykonany przez scenarzystów imponuje tym szczególnie, że Cyberpunk 2077 to praca naszpikowana wyborami – tak dialogowymi, kiedy oraz fabularnymi. Niemal każdą misję można przejść na kilka rodzajów, a każdy spośród nich wtedy dziwna wersja opowieści.

Postacie niezależne pamiętały moje przeszłe wole i zaczynały do nich w rozmowach, a każda alternatywna ścieżka (w współzależności od tego, czy rozwiązywałem problem negocjacjami, skradaniem się czy, dajmy na ostatnie, siłą ognia) otwierała przede mną niesłyszaną dotąd narrację.

Także jak fabuła, tak oraz treść naszego bohatera, a wraz spośród nią jego rozwój, toż wyjątkowo indywidualna sprawa. Znalazłem tutaj kilka punktów rozwiązania dla opowieści, masę różnych ścieżek, talentów, umiejętności... Chociaż również tu nie brakło paru „ale”.

 

 

 

Mój V posiada silniejszego

 

Zatrzymajmy się na chwilę do początku zabawy. Na wejściu jest bowiem kreator postaci. Ważną rzeczą, jaką powinien się zająć, to stan bohatera. Drogi jest tu sporo, jednak nie jest to widać nie oczywiście jak rozbudowane narzędzie do „tworzenia” wirtualnego ciała.

Trzeba jednak wspomnieć przy tej przyczynie, że Cyberpunk 2077 przełamuje stereotypy oraz przyzwala na budowanie strony transpłciowych, a nawet unika określenia „płeć”, tak przecież taniego w innych produkcjach. No oraz tak, faktycznie, można sobie wybrać najlepsze i największe genitalia na świecie. ;)

 

 

Jak już ustalimy się na każdego pięknisia lub maszkarona, idziemy do wyboru atrybutów. Również tu zaczynają się schody. Natomiast na początku nie przypomina wtedy na dużo kompleksowy system, ale jak teraz zaczynamy rozwijać sytuacja w trakcie kampanii, wyłażą na szczyt pewne niuanse. Po prawdzie, jest ich całkiem sporo.

 

 

Jesteśmy bowiem klasyczny system zdobywania uczucia oraz utrzymywania atrybutów (tradycyjnie – to „staty” naszej skór). Ale oprócz obecnego są też sztuki oraz atuty. Te idealne to sztuk, które rozwijają w zależności z tego, jaki sposób gry obierzemy. Jak będziemy zabijać przeciwników po cichu, wbijemy okres w liczby „skradania”, jeżeli zaś powłamujemy się kilku do oprogramowania, podbijemy sobie „naruszanie protokołu”.

Za wszelki taki skok naszych możliwości dostajemy dodatki do statystyk też łatwość zakupu atutów. Te te toż takie „perki” pogrupowane w mało drzewek. Idzie to trudno? Tak oraz rzeczywiście, moim zdaniem jest nawet nazbyt złożone. Trochę zbyt bardzo grzybów w niniejszym barszczu.

 

 

Co gorsza, przedstawia nie tłumaczy klarownie, co do czego służy a na czym polega „lewelowanie” V. Wielu prac musiałem domyślać się sam, szukać w Internecie, żeby znaleźć ich opis albo prosić Macieja o ochrona, bowiem on przezornie kupił zawczasu oficjalny przewodnik po Cyberpunk 2077. Pomimo tego, obecnie nie mam absolutnej pewności, czy dobrze wiem na przykład taką umiejętność jak „zimna krew”.

Niby to wszystko fajnie, jak dużo opcji, jak wszystek z atrybutów jakoś się w walce przydaje i, co wysoce, dodaje nowe opcje dialogowe, ale podejrzewam, że tylko za nowym czy trzecim nastawieniem do Cyberpunk 2077 zdołam w sum świadomie rozwijać swoją osoba. Zwłaszcza, że reset jest dodatkowy, ale dotyczy tylko atutów, pozostałe statystyki zostaną ze mną do skutku tej rozgrywki.

 

 

Same „staty” to choć nie wszystko, na wstępie rozgrywki do wyboru istnieje również sama ze ścieżek, a więc przeszłość bohatera. Tutaj mamy trzy możliwości: Nomada, Punk i Korpo. One z serii warunkują to, w którym miejscu rozpoczniemy grę i gdy będą robiły swoje pierwsze chwile z Cyberpunk 2077.

Osobiście wybrałem drogę Punka, a to chłopaka z ulicy, jaki potrafi ciemną stronę Night City również wdraża swoją miłość w barze, gdzie kumpel barman prosi go o pomoc. Brzmi to nieco sztampowo i, prawdę mówiąc, te doskonałe pół godziny czy godzina jakoś mnie nie porwały.

 

 

Poza samym początkiem rozgrywki, wybrana ścieżka determinuje te wiedzę naszego bohatera o świecie oraz możliwości dialogowe wygodne w poszczególnych rozmowach. Ogólnie rzecz ujmując, to trojakie rozpoczęcie działalności stanowi daleko interesujące, lecz nie jest co się nim zachwycać. Żadna to rewolucja w projektowaniu rozgrywki.

No właśnie, a kiedy teraz o braku rewolucji mowa... Miało nie być ani słowa o Wiedźminie, jednak coś potrzebuję do niego nawiązać, bo, niestety, ujawnia się, że CD Projekt RED w jasnym okresie osiadł na laurach.

 

 

 

Jeden karabin na potwory, inny na wszystkich

 

Mam swoje pierwsze chwile z Wiedźminem 3 oraz przypominam sobie, jak pomyślałem wtedy: takiej gry również nie było! Niestety, ani przez etap nie przyszło mi zatem do osoby w tekście Cyberpunk 2077. Dlaczego? Ano dlatego, iż zatem w zasadzie kopia Wieśka przeniesiona w świat przyszłości.

Konstrukcja zadań, sposób, w który wykonywana jest narracja, działanie ekwipunku, „przywoływanie” auta, nawet wygląd mapy oraz serwisu… Wszystko to nasuwa bardzo odpowiednie zintegrowania z starą produkcją REDów. Trudno to opowiadać o dobrej rewolucji – ona jest co znacznie fasadowa.

No gdyż potrafiło się wydawać, że podejście CD Projekt RED do ich ostatniego celu musiało być nowoczesne, jeśli zdecydowali się na pozycję pierwszoosobową, na mechanikę strzelania, na wprowadzenie pojazdów. Potrafiło się tak wydawać, tylko że…

Po pierwsze żaden z obecnych składników nie jest Bóg wie jak nowy. Wszystko wtedy było teraz w kolejnych produkcjach (nawet hakowanie do złudzenia przypomina serię Watch Dogs). I po drugie żaden spośród nich nie został przeprowadzony bezbłędnie. Model drogi i kolizji mocno zawodzi, niesienie ze broni jest ciężkie, skradanie działa na słowo honoru…

 

 

Co tu dużo mówić, dostaliśmy Wieśka wymieszanego z GTA również paroma innymi tytułami. Tak ważna aby podsumować Cyberpunk 2077. Zespół, który tworzył nowe trendy, zmienia się w plagiatora… Oraz w najlepszym razie w autoplagiatora. Szczególnie to trudne. downloaduj.pl/

 

Cyberpunk 2077 – czy warto kupić?

 

Konia z rzędem temu, kto udzieli zbornej reakcje na to wydarzenie! No, ale doświadczę to dokonać, taka moja rola! Mógłbym, oczywiście, pojechać na łatwiznę i krzyknąć głosem kibola, z biało-czerwonym strzałem w oczach: Polacy, nic się nie stało! REDzi, jesteście dobrzy, zrobiliście cudowną grę, i całe błędy wybaczę Wam, bo Wiedźmin, Kraków i Michał Żebrowski!

 

 

Zapowiedziałem choć na starcie, że tak nie zrobię. Bo prawda istnieje taka, iż na Fallouta 76... Tak, dobrze przeczytaliście, porównuję Cyberpunka do Fallouta 76! Tak dlatego na Fallouta 76 pomstowaliśmy, kiedy się dało, a Cyberpunkowi chcemy odpuszczać. Oczywiście, ten nowy tytuł jest wielu lepszą muzyką niż kalekie dziecię Bethesdy, tym choć w pewnym te dwie prace są do siebie łudząco podobne. Choruję na poznaje ich część techniczną.

A więc bez taryfy ulgowej – Cyberpunk 2077 to materiał, głównie w grup konsolowej. Kazano nam czekać osiem lat na brak, który ociera się o możliwość grywalności. Co bardzo, przecież lwia część graczy wciąż czerpie z konsol poprzedniej generacji – ba! zwłaszcza w grupie podstawowej, - i tam pojawia się najwięcej błędów.

 

 

Grafika przyprawia miejscami o mdłości, a klatki przy wszystkiej większej imprez jadą na łeb na szyję. Na szczęście w opcjach na PlayStation Pro oraz Xbox One X jest tak, jeżeli idzie o optymalizację, tym jednak nawet posiadacze lepszych konsol nie ustrzegą się przed wszą masą bugów. O możliwości dedykowanej konsolom kolejnej generacji nic na ciosie nie można powiedzieć, bo trzeba na nią zaczekać do następnego roku. Jak długo dokładnie? To trudno przewidzieć, bowiem z pewnością cel będzie tworzyło łatanie obecnych edycji Cyberpunka.

I ostatnich stanowi rzeczywiście MNÓSTWO. Narzekam na pamięci postacie wijące się w niekontrolowanych spazmach, kawałki obiektów lewitujące w powietrzu, szwankujące ekrany zakupów oraz sprzętu, znikające przedmioty, zawodzący autozapis, milknący dźwięk… Kobiety oraz Przyjaciele, Night City nie trzeba palić, ono samo się rozpada!

 

 

Jeszcze absolutnie nie widziałem takiej masy błędów. Niesławny Vampire: The Masquerade – Bloodlines (growe dinozaury pamiętają) był dopieszczonym majstersztykiem w zestawieniu z Cyberpunk 2077. Dodatkowo nie, nie mówię nie o zabawnych drobiazgach, które troszkę utrudniają zabawę. Toż po prostu lawina wszelkiej maści niedociągnięć, spod której niewiele odda się zobaczyć.

 

 

Oczywiście, można stwierdzić, że to wszystko odda się załatać (jednak nie da się drugi raz zrobić pierwszego wrażenia), iż to dopiero kwestie techniczne, iż nie jest co histeryzować, że właśnie naprawdę Cyberpunk 2077 jest doskonały.

 

 

Tak tak, żarty żartami, ale trochę naprawdę jest z aktualnym Cyberpunkiem 2077. Chciałoby się nim zachwycić, i następnie wyskakuje jakiś błąd, który zapobiega dalszą zabawę. Zaś w takich czasach bardziej wyobrażałem sobie, kiedy ta atrakcja mogłaby oczekiwać oraz znacznie wierzyłem w współczesne, że ona stanowi idealna, niż oczywiście tego korzystał.

 

 

Miałem dość wrażenie, że działam w możliwość beta, a nawet alfa i

Demon's Souls Test gry

Stworzenie odpowiedniej gry na premierę nie jest skłonne. Producenci konsol umieszczają na listach popularne tytuły, którym zdecydowanie za często brakuje jednego – dodatkowego czasu na zakończenie rozwoju. Takich sytuacji jesteśmy nawet na właśnie raczkującej generacji, ale PlayStation 5 ma całkiem najlepszy line-up w prywatnej przygodzie, a najnowsza oferta Bluepoint Games to najmocniejsza praca dana na premierę japońskiej konsoli. Nie ludzie docenią tytuł, jednak fani umierania będą wniebowzięci. Jaki jest Demon's Souls Remake (PS5) na PS5? Zapraszamy na własną recenzję.

 

 

 

Demon's Souls oferuje swój świat w pięknych szatach

 

Od lat liczyli na powrót Demons Souls, tymczasem Sony nie zdecydowało się na naturalne odświeżenie sztuki i nałożenie jej do zwiększonego katalogu ekskluzywnych zabaw na PS4. Graczom przyszło poczekać nieco dłużej, a dzięki tej wartości Bluepoint Games dobitnie udowodniło, że Shadow of the Colossus nie był „faktem przy produkcji”, a amerykańscy mistrzowie remake'ów zmierzyli się z hitem i dobrze go zmienili. Działanie nie należało do najłatwiejszych, ponieważ pierwowzór rozpoczął nowy artykuł w polskiej branży – z tego etapu gracze ponownie chcieli umierać.

 

 

Recenzowany Demon's Souls Remake powraca w własnym najlepszym wydaniu: jest wówczas wciąż bardzo wymagająca produkcja z bardzo specyficznym systemem walki, i jednocześnie niewymuszająca jednej drogi progresji. Po pierwszej godzinie wprawieni w bojach gracze usuną z kwitkiem pierwszego bossa, powrócą do Nexusa oraz podejmą podróże po drugich światach. W moim odczuciu deweloperzy nie chcieli zbyt dużo ruszać legendy, więc przemierzając kolejne lokacje często wiedziałem, gdzie mogę spodziewać się wrogów – chodząc do Tower of Latria miałem gwarancja, na kogo trafię lub gdzie wymagam się udać, aby spotkać Maneatera. Ponownie po podróży do Leechmongera zabłądziłem, a ogromną liczbę razy zginąłem, dokonując błędnego wyboru drogi w Valley of Defilement. Te klimatyczne elementy zostały zachowane, jeżeli to spędziliście w oryginale dziesiątki godzin, obecne będziecie cieszyć się produkcją wykorzystując wszystkie przejścia, uwypuklając niedoskonałości wrogów również czerpiąc satysfakcję z każdego pokonanego przeciwnika. Tytuł sprawia taką samą radość jak za czasów PlayStation 3, a wszystko przybrało niespotykanych wcześniej rozmiarów.

 

 

Chodzi po raz inny nie wybacza najmniejszych błędów, a potencjalnie „zwykły” przeciwnik może nas pogrążyć. W Demon's Souls Remake ponownie kolekcjonujemy dusze pokonanych rywali, i po powrocie do Nexusa ulepszamy naszego bohatera – łatwiej jednak napisać niż zrobić. Lata temu From Software nauczyło nas, że po każdej śmierci mamy zaledwie samą możliwość na odkupienie swoich win oraz zwiększenie zdobytego dorobku, ale skoro już kolejny raz topór wroga przedzieli naszą czachę: zbieramy z początku. W najróżniejszej pozycji Bluepoint Games umieranie boli, ale dodatkowo nie opowiadamy o złości wywołanej pracą lub za wielkim poziomem trudności, a właściwie zniecierpliwieniu paniką, przez którą odbyli złych wyborów podczas tańca śmierci. W trakcie przemierzania kolejnych krain był często wrażenie, że nowe Dusze są trudniejsze – po spędzeniu z możliwością kilku dni wiem, gdzie występuje „problem”.

 

 

 

Demon's Souls Remake poraża skalą. To remake z naturze i kości

 

Tym „kłopotem” nie są nowe, niespodziewane ruchy przeciwników, wrzucenie kilkudziesięciu wrogów na małej przestrzeni, i więc kiedy Demon's Souls się prezentuje. W pracy Bluepoint Games każdy boss zachwyca skalą oraz wykonaniem – Tower Knight jest znaczny, potężny, oraz od pierwszego spotkania poczujemy jego moc. Każdy atak nie tylko miażdży naszą stronę, natomiast skala „Wieży” mnie po prostu zachwyciła. Nie oceniał, że tak właściwie może robić zwykły rycerz, który jednocześnie wymęczy jak nigdy dotąd. Skalą wroga szybko się zachłysnąć i przy spotkaniu z Flamelurkerem, jaki stanowi już bardziej naturalny, a jego ogień emanuje niespotykanym wcześniej zasięgiem. Wiele problemów sprawił mi ponownie Dirty Colossusus, który mimo braku zaskakującej gibkości, wielokrotnie potrafi zaskoczyć atakiem. Obrzydliwie wyglądają Leechmonger oraz Phalanx, których ciała są teraz dosłownie żyjącymi bytami, a podczas walk zwróciłem uwagę choćby na najkrótsze detale, z którymi poradzili sobie deweloperzy. W katalogu bossów nie znajdziemy nowych rywali, jednak mam poczucie, że wielu graczy będzie przygotowywać się „znanych osób” na nowo, ponieważ zespołowi udało dokonać się znakomitego odświeżenia. Same pojedynki to jednak nadal ciężka praca poprzedzona wieloma ciężkimi doświadczeniami – każdy boss ma swoje słabe strony, więc gracze, którzy będą dołączać do produkcji pierwszy raz będą mogli z radością (i bólem) mówić ich sekrety.

 

 

Ogólnie gra olśniewa oprawą. Podczas rozgrywki na Samsungu QLED Q800T regularnie doceniałem każdą przesiąkniętą mroczną atmosferą lokację – a tych w zabawie nie brakuje. Ponownie często odwiedzamy ruiny, pogrążamy się w ryzyku zespołów labiryntów, przeszukując inne środowiska również zaczynając nowe skróty. Każdy świat w produkcji potrafi zachwycić wykonaniem, oświetleniem i szeregiem efektów. Pamiętacie most palony przez przerośniętą jaszczurkę? Teraz kilkukrotnie przystanąłem, aby obserwować, jak ta bestia wyłania się z odrzuci oraz upiększa krajobraz swoim ognistym oddechem. Wspomniany Tower Knight ma okazję wykorzystać naszą energię, zaś jego niebiesko-biała poświata rozświetlała moje biuro podczas nocnej walki. Wygląda to całkiem epicko i tutaj niemal podczas każdego starcia mógłbym wychwalać oprawę, wyszczególniając najdrobniejsze elementy. Bluepoint Games zaprezentowało aktualnie najlepiej wyglądającą produkcję na PS5.

 

 

Demons Souls zatem nie tylko zdumiewające lokacje, lecz oraz bardzo dopracowany dźwięk. Zespół Bluepoint Games wykorzystuje potęgę Tempest 3D, dzięki czemu podczas konkurencji na słuchawkach bardzo precyzyjnie określić, gdzie dokładnie wydobywają się rywale i co najistotniejsze – kiedy atakują. Ta myśl jest znacznie wygodna w trakcie pojedynków z prostymi wrogami, ponieważ szybko określimy idący w swoją stronę pocisk, lecz także podczas starć z bossami. Armor Spider w trakcie realizacji swojego charakterystycznego ruchu rzucania pajęczyną wydaje specyficzny odgłos, który daje określić, kiedy sieć zmierza w bliskim celu. Gdy podłoże ulega zapłonowi (tutaj animacja została odrobinę zmieniona), słyszymy jak ogień zmierza w własnym kierunku. Na jakimś kroku w recenzowanym Demon's Souls byłem zaskakiwany jak odrestaurowane lokacje oraz potwory współgrają z udźwiękowieniem – to pierwsze połączenie, które uznaje się podczas każdej pory spędzonej w sztuce. Twórcy odświeżyli cały soundtrack, i pewnym ukłonem w kierunku oddanych fanów jest fakt, że w tytule usłyszycie część znanej obsady – deweloperzy umówili się z niewielu aktorami i znowu nagrali znane kwestie, wykorzystując tę technologię.

 

 

Miłym dodatkiem do jednej oprawy jest też Photo Mode, dzięki któremu wyłapiemy efektowne ujęcia: choć nie jestem fanem tej oferty, z uwagą wypróbowałem filtry. W sztuk pojawia się opcja nałożenia na ekran różnych barw, jakie wpływają nie tylko podczas wykonywania fotek, a za ich pomocą na pewne zmieniamy wygląd świata. Sam z takich filtrów upodabnia grę do klasycznego Demon's Souls.

 

 

 

Demon's Souls nabrało odpowiedniego przyspieszenia

 

Nie potrafię oczywiście powiedzieć, iż w Demon's Souls nie zamieniłoby się nic. Dziś dysponujemy silniejszą kontrolę nad postacią (8-kierunkowy roll), ale najistotniejsze jest upłynnienie rozgrywki. Twórcy pozwalają wybrać dwa tryby – Performance Mode proponuje wyjściową rozdzielczość 1440p (do 4K) przy 60 klatkach na minutę, a Cinematic Mode pyta o natywne 4K przy 30 fps. Nie mogę tu jednak świadczyć o płynnej grze w dowolnym miejscu, ponieważ podczas gry testowałem oba sposoby i zwłaszcza podczas „płynniejszej rozgrywki” miałem kilkukrotnie okazję doświadczyć spadków animacji. Mam doświadczenie, że za wszelkim jednocześnie stara wtedy niewielka wpadka, ponieważ do wybranych sytuacji powstawało w sezonie swobodnej eksploracji – gdy poza nie wydobywali się przeciwnicy również nic nie świadczyło o nadmiernym wykorzystaniu energii konsoli. Wspominając o drobnych problemach, muszę wspomnieć, że Bluepoint Games wciąż nie poradziło sobie z okiełznaniem kamery, która zna wariować podczas spotkania kilku wrogów na niskiej powierzchni. Miałem szansę kilkukrotnie spaść z ogromnej wysokości, gdy system namierzania wyłapał złego wroga, i ja będąc pewność, że posiadam ponad za sobą odrobinę przestrzeni, runąłem w głąb.

 

 

Zespół Bluepoint Games doskonale zdawał sobie sprawę, że godzi się z samą z najważniejszych zabaw w sprawie PS3, i jednocześnie produkcją posiadającą gigantyczną rzeszę fanów, którzy od lat czekali na odświeżenie. Że spośród ostatniego powodu nie zmieniono takich substancji jak dzielenie się relacjami ze świata z pozostałymi graczami (wszystko warto czytać!). Ponownie tryb sieciowy przeprowadza się przez system pozostawionych znaków, jednak ze powodu na wygrywanie w pracę przed premierą – nie miałem więcej okazji stoczyć pojedynków PvP. Twórcy jednak zapewniają, że jeszcze a w tymże faktu nie zdecydowali się na dużo silne modyfikacje. W atrakcji powracają, jednak są lepiej wyjaśnione, World Tendency, które gdy szybko widziałem – ponownie znajdują się z mieszanymi reakcjami. Studio ale pewnie nie chciało dotykać „podstaw”, chociaż nie znaczy to, iż w recenzowanym Demons Souls nie natrafimy na zmiany. Już dziś społeczność dotarła do tajemniczych drzwi, z jakich otwarciem będzie się teraz mieć, natomiast jestem stały, że to wyłącznie początek sekretów wrzuconych do realizacji.

 

 

 

Demon's Souls Remake czerpie garściami z propozycji PS5

 

Bluepoint Games otrzymało za zadanie nie tylko wprowadzić Demons Souls na nowoczesną generację, ale wykorzystać unikalne funkcje PlayStation 5. Teraz po spotkaniu bossa oraz ważnej porażce, w Stronach zabawy w menu konsoli pojawia się duża możliwość przeskoczenia do wybranego przeciwnika – twórcy właśnie nie ułatwiają zadania natomiast nie wrzucą nas tuż przed bramę, ale pozwalają przenieść się do wybranego świata (nie musimy przechodzić przez Nexus). W trakcie rozgrywki również możemy wykorzystać spośród uwagi – opracowano opcjonalne porady, które pomogą kilka starć. Szczerze mówiąc nie chodzę do graczy, którzy szukają poradników tego rodzaju, przecież jestem gotowy, że mniej zaznajomieni z gatunkiem sprawnie także z doświadczeniem ulgi skorzystają z niewielu filmików – dzisiaj nie musimy poszukiwać w Budowie najlepszych rad na grę, ponieważ te trwają zaproponowane przez organizm.

 

 

Twórcy kapitalnie wykorzystują kontroler DualSense – z jego głośnika płyną dźwięki, jak nasz miecz odbije się od podstawie rywala, a zarazem otrzymujemy niespotykane wcześniej sprężenie zwrotne. Haptyczne wibracje dodają grze nowego miejsca: systematycznie czujemy, jak przez wszystek pad przechodzi moc, a potencjał kontrolera jest nawet stosowany w takich momentach, jak klasyczne niszczenie beczek. Tytuł w każdym miejscu czerpie garściami z haptyków, a każdy atak rywali doświadczycie w bardzo zróżnicowany sposób. Bluepoint Games wyciągnęło dużo z unikalnych funkcji PS5 i zaszczepiło je w recenzowanym Demon's Souls.

 

 

Macie ten ćwiczący czas oczekiwania po drugiej glebie zafundowanej przez Old Hero? Teraz gra wczytuje się szybko również nie możecie nawet marzyć o zrobieniu kawy pomiędzy kolejnymi próbami. SSD w PlayStation 5 zostało dobrze wykorzystane – 27 sekund do włączenia gry, 10,5 sekundy do wczytania pierwszej rozgrywki, 8 sekund do zdobycia z Nexusa do któregokolwiek ze światów, 5,5 sekundy przeskoczenia z pewnego świata do drugiego przy zastosowaniu Kart (system PS5), a 7,5 sekundy zajmuje wskrzeszenie po śmierci. Koniec z oczekiwaniem na umieranie.

 

 

 

Demon's Souls pokazuje, jak powinno zaczynać się nową generację PS5

 

Można wymieniać dużo na problem premierowych tytułów dla drugiej generacji Sony oraz Microsoftu, ale dzięki jednej grze Japończycy spełnili marzenia wielu miłośników, którzy od lat czekali na powrót Demon's Souls. Produkcja From Software nie tylko powróciła, ona pasowała nowy model. To remake niemal idealny.

 

 

Stworzenie dobrej muzyki na premierę nie jest skłonne. Producenci konsol umieszczają na listach popularne tytuły, którym doskonale za często brakuje jednego – dodatkowego czasu na dokończenie rozwoju. Takich form jesteśmy nawet na tak raczkującej generacji, ale PlayStation 5 posiada całkiem najlepszy line-up w bezpośredniej przygodzie, oraz najnowsza oferta Bluepoint Games toż najskuteczniejsza praca podana na premierę japońskiej konsoli. Nie pełni docenią tytuł, jednak fani umierania będą zadowoleni. Jaki jest Demon's Souls (PS5) na PS5? Stawiamy na polską recenzję.

 

 

 

Demon's Souls Remake oferuje znany świat w dobrych szatach

 

Demon's Souls Remake - recenzja gry - przygotowanie do wojny

 

Z lat wyglądali na powrót Demon's Souls, tymczasem Sony nie zdecydowało się na linie odświeżenie sztuk i nałożenie jej do rozbudowanego katalogu ekskluzywnych gier na PS4. Graczom przyszło poczekać nieco dłużej, ale dzięki tej ról Bluepoint Games dobitnie udowodniło, że Shadow of the Colossus nie był „faktem przy pracy”, a amerykańscy mistrzowie remake'ów zmierzyli się z hitem oraz właściwie go ulepszyli. Zadanie nie przylegało do najpopularniejszych, ponieważ pierwowzór rozpoczął nowy artykuł w swej branży – od ostatniego momentu gracze ponownie chcieli umierać. downloaduj.pl/

 

 

Recenzowany Demon's Souls Remake powraca w domowym najmocniejszym wyjściu: istnieje zatem jeszcze niezwykle wymagająca produkcja z bardzo charakterystycznym systemem walki, a zarazem niewymuszająca jednej ważny progresji. Po pierwszej godzinie wprawieni w bojach gracze zwolnią z kwitkiem pierwszego bossa, powrócą do Nexusa i rozpoczną jazdy po drugich światach. W moim doświadczeniu deweloperzy nie chcieli zbyt mocno ruszać legendy, więc przemierzając kolejne lokacje często wiedziałem, gdzie mogę spodziewać się wrogów – chodząc do Tower of Latria miałem gwarancję, na kogo trafię lub gdzie wymagam się udać, by spotkać Maneatera. Ponownie po linii do Leechmongera zabłądziłem, a dużą ilość razy zginąłem, dokonując błędnego wyboru jedyny w Valley of Defilement. Te klimatyczne elementy zostały zachowane, jeśli to spędziliście w oryginale dziesiątki godzin, więc będziecie cieszyć się produkcją wykorzystując wszystkie przejścia, uwypuklając niedoskonałości wrogów również biorąc satysfakcję z wszystkiego pokonanego przeciwnika. Tytuł wykonywa taką samą radość jak za czasów PlayStation 3, ale wszystko przybrało niespotykanych wcześniej rozmiarów.

 

 

Chodzi po raz drugi nie wybacza najmniejszych błędów, a potencjalnie „zwykły” przeciwnik może nas pogrążyć. W Demon's Souls Remake ponownie kolekcjonujemy dusze pokonanych rywali, i po powrocie do Nexusa ulepszamy naszego bohatera – łatwiej jednak napisać niż zrobić. Lata temu From Software nauczyło nas, że po każdej śmierci mamy tylko samą nadzieję na odkupienie swoich przyczyn oraz podniesienie zdobytego dorobku, ale jeżeli już kolejny raz topór wroga przedzieli naszą czachę: zbieramy z początku. W najróżniejszej pozycji Bluepoint Games umieranie boli, ale jeszcze nie świadczymy o złości wywołanej produkcją lub za wielkim poziomem trudności, i właściwie zniecierpliwieniu paniką, przez którą dokonaliśmy złych wyborów podczas tańca śmierci. W trakcie przemierzania kolejnych krain był często wrażenie, że inne Dusze są trudniejsze – po usunięciu z myślą kilku dni wiem, gdzie leży „problem”.

 

 

 

Demon's Souls poraża skalą. To remake z natury również kości

 

Demon's Souls - recenzja gry - Tower Knight

 

Tym „problemem” nie są nowe, niespodziewane ruchy przeciwników, wrzucenie kilkudziesięciu wrogów na małej przestrzeni, i wtedy jakże Demons Souls się prezentuje. W produkcji Bluepoint Games każdy boss zachwyca skalą oraz wykonaniem – Tower Knight jest duży, potężny, oraz z pierwszego spotkania poczujemy jego skuteczność. Każdy atak nie tylko miażdży naszą osobę, natomiast skala „Wieży” mnie po prostu zachwyciła. Nie zakładałem, że tak daleko może wyglądać zwykły rycerz, który dodatkowo wymęczy jak nie dotąd. Skalą wroga szybko się zachłysnąć i przy spotkaniu z Flamelurkerem, jaki jest dzisiaj bardziej intensywny, natomiast jego ogień emanuje niespotykanym wcześniej zasięgiem. Dużo problemów sprawił mi ponownie Dirty Colossusus, który pomimo braku

Triki w grze Call of Duty: Cold War

 

Call of Duty: Cold War szuka prostej ulubiony… i imię jej reboot

 

W ostatnich latach Activision zdecydowało się na duży reset swoich strzelanek. Także ostatnie nie jeden, a trzy! Najpierw przypomnieli nam o drugowojennych fundamentach jakości w Call of Duty: WWII, później podobne odświeżenie spotkało Call of Duty: Modern Warfare, i teraz przyszła porę na podserię Black Ops.

 

 

Trudno zastanawiać się takiej metodzie, bo po tym, jak CoD wystrzelił w kosmos gracze wprost domagali się powrotu tej opinie na ziemię. To jedno dotoczy Black Opsa. Poprzednie odsłony cyklu przenosiły nas w coraz dziwniejsze futurystyczne realia, a efekt końców czwórka zupełnie zwolniła z działalności fabularnej na sytuację rozbudowanego trybu wieloosobowego. Krótko mówiąc, było coraz dziwniej i dziwniej.

 

 

A wraz z CoD: Black Ops - Cold War to się zmienia. Zabieg odświeżenia czarnej franczyzy został pomyślany analogicznie do „rebootu” Modern Warfare (podobieństwo jest wykorzystujące, nawet jak mowa o stanie menu), a więc odwołujemy się do samiutkich początków. Jest wtedy Zimna Wojna, Wietnam, Mason i Woods – wszystko to, za co pokochaliśmy pierwszego Black Opsa w 2010 roku.

 

 

Oraz tylko efekt końcowy toż najłatwiejszy Black Ops od dziesięciu lat, trudno o odpowiednią ocenę tego tytułu. Niestety, zimnowojenna odsłona Call of Duty ma, także jak szpiedzy przechodzący przez pewną kurtynę, dwa planuje oraz na że nie można jej w cali zaufać. Zachęcamy do lektury naszej recenzji Call of Duty: The Red Door!

 

 

 

Szpiegowska intryga w starym stylu

 

Call of Duty: The Red Door, też jak byłe części, podaje się tak naprawdę z niewielu równorzędnych elementów. Jest zatem kampania fabularna, rozgrywki wieloosobowe, tryb zombie (którego sam moduł przez pierwszy rok będzie na wyłączność dla platformy PlayStation) oraz CoDowe battle royale, czyli Warzone (choć ten obecni jest zapożyczony z Modern Warfare, wtedy nie będę się nad nim pochylać tutaj – już kiedyś to dokonałby we doświadczeniach z Call of Duty Warzone). Zacznę więc z pierwszego z ostatnich filarów nowego Black Opsa, czyli z kampanii fabularnej. Zwłaszcza, że istnieje on wybór najlepiej przygotowany.

 

 

Wyraźnie czuć w nim klimat pierwszej edycji czarnej serii. Cofamy się w terminie do lat osiemdziesiątych z niewielu niezłymi retrospekcjami z kampanie w Wietnamie , a szpiegowska intryga ze czarnym agentem Perseusem towarzyszy nas przez uliczki Berlina Wschodniego, spadziste dachy Amsterdamu, bazy wojskowe w głębi Związku Radzieckiego także wiele innych bardzo klimatycznych lokacji.

 

 

Tak właśnie, „czas” nie bez przyczyny powraca w aktualnym obrazie. To słowo-klucz do opisania kampanii Call of Duty 2020. Atmosfera jest całkiem niesamowita, a każda praca toż taki mały wehikuł czasu. Do tegoż nie brakuje postaci danych z starych odsłon, jak również smaczków, które wracają do określonej już historii Masona i Woodsa.

 

 

Intryga Call of Duty: Cold War naprawdę wciąga, zaś w poszczególnych zadaniach (przeważnie) zwolniono z masakrowania setek przeciwników na sytuacja bardziej przyjemnej, niemal filmowej narracji. Istnieją jednak pewne „trzęsienia ziemi”, zwroty pracy również ciężkie napięcie między bohaterami tego zimnowojennego dramatu.

 

 

Co więcej, pokuszono się również o parę eksperymentów z umową. Wprowadzono a system oznaczania przeciwników przez lornetkę, zadania liczące na skradaniu, w których mamy trupy po szafach, a nawet wybory, które powodują (pewnie nie radykalnie, a jednak) na rozwój opowieści.

 

 

Wszystko to działa, że takiej kampanii ani w Black Opsie, ani w komplecie w Call of Duty nie było od baaardzo dawna. Brakuje jej choć kilkoro do poziomu protoplasty z 2010 roku, ale naprawdę niewiele. I ważna szkoda, że tryb wieloosobowy oraz zombie nie wzbiły się na bliskie wyżyny wirtualnej zabawy.

 

 

 

Co nowego w sieci, umarlaku?

 

Trudno się rozwodzić nad trybem wieloosobowym Call of Duty 2020, ponieważ nie korzysta w nim nic szczególnie odkrywczego. Dostaliśmy raz jeszcze tę tąż formułę, którą Call of Duty od lat powtarza nas uwodzić. Spośród obecnym, że jej dzieło jest jakby ciut gorsze, niż, dajmy na ostatnie, w Modern Warfare.

 

 

Wspomnę tylko mimochodem o niskiej grafice, która jaskrawo kontrastuje z oprawą wizualną kampanii. Mimochodem, ponieważ nie jest zatem najznaczniejsza bolączka tego nastroju zaś ją właśnie ważna aby jeszcze wybaczyć – wiadomo, w sieciowych potyczkach należy przede wszystkim o płynność rozgrywki.

 

 

Bardziej przeszkadza wyraźne zwolnienie tempa animacji (albo to przeładowania, czy rzucania granatów), co powoduje, że całość prezentuje się bardzo kulawo. Zniknęło coś z obecnej wielkiej CoDowej dynamiki starć. Jasne, podobny zabieg zastosowano już w Call of Duty: WWII, a tam jednak tak zapisywało się obecne w ogólne „spowolnienie” rozgrywki. Tutaj trudno docenić to zbyt korzystny oraz przemyślany zabieg, raczej za źle wyliczone potknięcie.

 

 

Mapy z serii bywają niekiedy bardzo ciekawe (gdy na przykład trzy okręty między którymi przechodzimy na tyrolkach), ale znowu – brakuje im przemyślenia. Są niekiedy niepotrzebnie skomplikowane i za chaotyczne. To jedno dotyczy także uzbrojenia, plusów dodatkowo w ogóle projektowania klas. Dostajemy raz coraz w treści akurat to samo, co w Modern Warfare, tylko jak gdyby słabsze, mniej ekscytujące, nie tak pomysłowe i satysfakcjonujące.

 

 

Owszem, pokuszono się również o kilka nowości, takich jak sposób Brudna Bomba, który jest następującym eksperymentem z zasadą Battle Royale, ale oraz jemu brakuje końcowego szlifu. Podobnie ponadto jest z własnymi nowinkami, których jest po prostu zbyt kilka, albo są nie dość efektowne by pozwoliły nowemu Black Opsowi na dłużej zapaść mi w świadomość. https://www.downloaduj.pl/

 

 

Z sposobem zombie jest prawie identycznie kiedy z stałym „multi”. Dostajemy mapę, która przenosi nas między bunkry gdzieś w Polsce i każe pruć do zombiaków. Zmianą jest tylko tryb Grad Kul (to akurat on stanowi krótkim „exem” Sony). Dodaje on w sobie mapy regularnego trybu wieloosobowego oraz ograniczone pole walki przypominające trochę tryb battle royale.

 

 

Do tegoż pamiętamy uzbrojenie, które chcemy teraz przed walką, a wtedy możemy kosztować z czystych klas bez konieczności zbierania ekwipunku po drodze, oczywiście gdy pamiętało to mieszkanie w zeszłych odsłonach Zombie. Zatem ono proponuje nam do gry z umarlakami również pojawiającymi się z momentu do czasu bossami.

 

 

Nie stanowi zatem jednak jakaś rewolucja w tej popularnej konwencji odpierania kolejnych fal zombiaków, która jest prawie tak była jak sam CoD. Jednak w przeciwieństwie do ostatnich części tym razem nie pokuszono się o odpowiednią fabułę, ciekawych bohaterów, albo nawet jakieś super-zdolności. Tego każdego tu zabrakło. W wszelkim razie na obecny sezon, bo kto wie, czy kolejne aktualizacje nie przyniosą zmian.

 

 

Co wewnątrz tym idzie, poza kampanią fabularną Call of Duty 2020 samo przypomina takiego zombiaka, który jak żyje, tylko tak prawie nie żył. Niby ekscytuje, a nie ekscytuje, niby wprowadza jakieś nowości, a nie do tyłu… Tak tak, to suma „na jak”. Zupełnie jak gdyby część fabularna pochłonęła całą działalność również kreatywność twórców.

 

 

 

CoD: Black Ops - Cold War – czy warto kupić?

 

Na to zagadnienie tak naprawdę wszystek musi zdać sobie tenże. Jeśli chce Obecni na ekscytującej hollywoodzkiej działalności w spokoju Zimnej Wojny, to zlokalizujesz w Call of Duty: The Red Door prawdziwą perełkę. Nie padniesz się!

 

 

Jeśli a w CoDach szukasz przede każdym wciągającego trybu wieloosobowego, do jakiego dorzucone są inne atrakcje pokroju zombiaków, to inny Black Ops wybór nie jest najsilniejszą opcją. Lepiej teraz zostać przy Modern Warfare, które pracuje to jedyne, ale bardzo lepiej.

 

 

Na wynik muszę również wspomnieć o ogromnej liczbie błędów CoD: Black Ops - Cold War, które też powinieneś wziąć pod uwagę, bo skutecznie uprzykrzają zabawę. Część z nich to zaledwie męczące drobiazgi, tylko niektóre potrafią nieźle napsuć krwi. W którymś punkcie na dowód utraciłem wszystkie moje rozwoje w kampanii (całe szczęście, że miałem zapasowego „sejwa” w chmurze).

 

 

Chciałbym więc podsumować, iż na takiego Black Opsa oczekiwałem od dekady. Chciałbym, jednakże nie mogę. Na pewno odkładał na taką kampanię fabularną – o, tak, ona jest znakomita. Nie potrafię jednak napisać tego o Call of Duty: Cold War jako całości. Jest mi tylko mieć szansę, że Activision, kontynuując rozpoczętą w Modern Warfare praktykę regularnych sezonowych aktualizacji, co właściwie jeszcze poprawi. A czy będzie to taka zmiana, na którą liczę? Czas pokaże!

 

 

 

Ocena końcowa Call of Duty: Cold War

 

+ rewelacyjna hollywoodzka kampania fabularna

 

+ niezła oprawa audiowizualna kampanii

 

+ świetny klimat zimnej wojny, podkreślany przez efektowne przerywniki filmowe

 

+ powrót znanych twarzy i rozpoczęcia do ostatnich części

 

+ parę ciekawych nowości w wojny również sposobie wieloosobowych

 

 

- mało ważne oraz brudniejsze niż w ubiegłych częściach rozgrywki sieciowe

 

- nijaki tryb zombie

 

- bardzo popularna grafika trybu wieloosobowego

 

- wielu niższych a mocniejszych błędów

 

 

 

Wymagania sprzętowe Call of Duty Cold War

 

Minimalne: Intel Core i3-4340 3.6 GHz / AMD FX-6300 3.5 GHz 8 GB RAM karta grafiki 2 GB GeForce GTX 670 / Radeon HD 7950 lub lepsza 175 GB HDD Windows 7(SP1)/10 64-bit

 

Rekomendowane: Intel Core i5-2500K 3.3 GHz / AMD Ryzen 5 1600X 3.6 GHz 12 GB RAM karta grafiki 4 GB GeForce GTX 970 / Radeon R9 390 lub lepsza 175 GB HDD Windows 10 64-bit

 

Ultra: (4K / ray tracing) Intel Core i9-9900K 3.6 GHz / AMD Ryzen 7 3700X 3.6 GHz 16 GB RAM karta grafiki 10 GB GeForce RTX 3080 lub lepsza 250 GB HDD Windows 10 64-bit

Wszystko o Watch Dogs 3 PC

Wszystkie czynniki są na miejscu. Super oprawa graficzna, bogaty, otwarty, tętniący życiem świat, mnóstwo gadżetów, i technik. Muzycy oraz programiści bardzo się napracowali. Zabrakło ale najważniejszego.

 

 

Assassin’s Creed, Far Cry i Watch Dogs. Trzy bardzo istotne cechy Ubisoftu. Również trzy rodzaje gier, które kojarzy ze sobą ich dużo ogólny zarys – otwarty świat. W każdej z obecnych atrakcji jesteśmy stawiani na pewną ogromną mapę. Możemy także dołączyć do żyć będących pchnąć opowieść do przodu, jak również zainteresować się jakimś pobocznym questem albo te jednemu sobie wymyślać zajęcia.

 

 

Przez długie lata Ubisoft – ważna żeby pomyśleć – bronił się absolutnym mistrzem w urządzaniu tych naturalnych wirtualnych światów. Natomiast nie inaczej istnieje w przypadku Watch Dogs 3. W niniejszej grze samo zwiedzanie to zajęcie czyste i zajmujące. Jest ciekawie. Jest prawdopodobnie. Świetna oprawa audiowizualna doskonale układa się z rysunkiem na fabułę oraz uniwersum. Aż chce się zostać jego właściwością, mimo że stanowi ono nieco przerażające.

 

 

Jednak po otrząśnięciu się z głównych zachwytów oraz zbieraniu się na jednej grze, zaczynamy dostrzegać kilka problemów. Na tyle wiele, że w bezpiecznym okresie z Watch Dogs: Legion spędzałem czas głównie po to, żeby niczego nie przegapić do tej recenzji. Zamiast emocji, napięcia lub przynajmniej relaksu zabawa stała się jeszcze bardziej nużąca. Co sprawia moje poważne obawy również względem nowego Assassin’s Creeda i Far Cry.

 

 

 

Jedno trzeba przyznać WD Legion – napięcie w frajdzie jest zrobione wzorowo.

 

Ten raczej realistyczny, nieco dystopijny klimat Watch Dogsów od zawsze mi się podobał. Miejsce prac gry zostało pomieszczone w nieodległej przyszłości w Londynie, który ogarnął chaos w produkcie ataków terrorystycznych. W ostatnie wrobiona została hakerska grupa DeadSec. Jako jej człowiek musimy oczyścić nasze dobre imię – zaś nie będzie zatem takie proste.

 

 

Londyn bowiem – ze względów bezpieczeństwa – stoi się zamkniętym miastem, gdzie służby porządkowe mają nadzwyczajne uprawnienia. Ułatwiło to wyeliminować przestępczość i terroryzm niemal do niczego. Jak szybko się domyślić, rykoszetem wyeliminowano i wszelkie wolności obywatelskie.

 

 

Taki program na zabawę (choć tak to linię gier) wręcz prosi się o jedne cyberpunkowe sznyty czy przerysowaną komiksową stylistykę. Watch Dogs 3 idzie jednak, na domowe szczęście, jeszcze dużo w okolicę wizualnego i koncepcyjnego realizmu. Pierwsze, co z pewnością was uderzy po uruchomieniu samej gry, istnieje to, jak wiarygodnie stanowi ona nasz świat. Imersja następuje błyskawicznie. Pstryk – również teraz.

 

 

Jestem tu na zasadzie kilka sposobów realizmu. Po pierwsze – wizualny. Przedstawia nie próbuje szukać własnego artystycznego stylu, co jej skutkuje specjalnie na ciekawe. Nie jest powtarzana jak Saints Row czy Grand Theft Auto. Kto kiedykolwiek odwiedził Londyn w mig zacznie szukać znajome miejsca. Oraz nie chodzi tu ale o rozmieszczenie domów lub coś podobnego rodzaju. Tekstury, kolorystyka, cieniowanie – twórcy Watch Dogs: Legion postawili na fotorealizm. Daje nie wygląda jak kadr wyciągnięty z filmu akcji odpowiednio pokolorowanego i dopieszczonego. W lasu wizualnie stylizowanych gier Legion urzeka swoim telewizyjnym wręcz stylem.

 

 

Po drugie – koncepcyjny. To powieść z poziomu science-fiction, wypełniona gadżetami z perspektywy, absurdalnymi doświadczeniami również sytuacjami politycznymi, jakie też w rzeczywistym świecie nie były miejsca. Nie niszczy: to daje wideo, natomiast nie symulator życia. Jednak ogólny zarys świata stanowi bardzo naturalny. Także w sprawy banalnych już dzisiaj problemów – jak obdzieranie ludzi z założeń i prywatności – jak oraz fabularnych niuansów, których spoilować wam nie chcę. W wszelkim razie w roli obranego stylu, narracji również tworzonego świata Watch Dogs: Legion to wykonywa na znacznie cennym, gdyby nie najwyższym, poziomie. Oraz ciągle, mimo istnienia obecnie trzecią częścią serii dotyczącej tę jedyną problematykę, skłania z czasu do momentu do zadumy również uważania.

 

 

 

Pracuj jako ktoś. Watch Dogs 3 to duża swobodę wyboru. Że.

 

W wszelkiej opowieści duży jest protagonista. Lecz w walce wideo zatem on stanowi polskim potencjalnym awatarem. Reprezentuje nas w nierzeczywistym świecie. Czasem stanowi ostatnie dokładnie określona przez mistrzów gry postać – z naszym życiorysem, imieniem czy motywacjami. W pozostałych zabawach to anonimowy bohater, którego historię gracz sam sobie dopisuje w prostej wyobraźni. W WD Legion głównego bohatera nie ma. Stanowi przed forma DedSec. https://www.downloaduj.pl

 

 

To świadczy, że tym jednocześnie nie zabieramy się w rolę Aidena Pierce’a czy Marcusa Hollowaya z poprzednich części. Do WD Legion trafił element pseudostrategiczny. Protagonistów rekrutujemy do własnego Legionu. Możemy występować, kim chcemy. Wystarczy komuś pomóc za sprawą tworzonej w atrakcji misji, i tenże ktoś z wdzięczności jest gotów podejść do swoich szeregów. Takie zachowanie dobrze się szuka w atrakcjach taktycznych bądź RPG – jak X-Com, Gears Tactics czy Wasteland. W przygodowej grze fabularnej, nawet z sandboxowym sznytem, zbiera się to niewiele gorzej.

 

 

Praktyczna losowość w istot protagonisty sprawia, że nijak nie możemy się przywiązać do formie na ekranie. Jej automatycznie wygenerowana osoba jest szablonowa i nieprzekonująca. O jej motywacjach nie dowiadujemy się nic. Ot, nowy model postaci, kolejna skórka oraz zestaw umiejętności. Zestaw wieloboków i tekstur, który jak zginie – więc nic się nie stanie, bo jednak mamy innych rekrutów.

 

 

 

Samo więc nie byłoby tematem, gdyby questy były biorące. Są nie równie randomowe, co części.

 

Największym problemem – i wyglądając na inne atuty gry, również zmarnowanym potencjałem – Watch Dogs: Legion jest jego sandboxowość. Mam poczucie, że twórcy muzyki nie udźwignęli swoich ambicji także nie zdołali zmienić swojego niesamowicie złożonego planu na rozrywkę w coś kompletnego. Watch Dogs: Legion winien stanowić skazany na sukces. Świetna fabuła, drobiazgowo również wyjątkowo odpowiednio przygotowany świat, rewelacyjna oprawa (do tego dodatkowo wrócimy) i… nuda. Przynieś, podaj, pozamiataj. I indywidualne przeznaczenia z losowego generatora questów.

 

 

Wspomniani wyżej losowi protagoniści nie są poważnym problemem, jeżeli sama gra posiada dużo do zaoferowania w istocie jakiejś głębi – albo toż pod względem scenariusza, albo także samej mechaniki. Rodzajów misji jest tylko kilka: infiltracja, hakowanie, kradzież informacji. Wszystkie możemy uprawiać na mnóstwo nowych rodzajów za sprawą przeróżnych hakerskich gadżetów. Niektóre nawet możemy dokonać bez pojawieniu się w miejscu akcji – natomiast jesteśmy hakerami, możemy przejąć drona i posłużyć się infrastrukturą miasta. I całe są takie same.

 

 

Ktoś mógłby zauważyć, że także oczywiście są bardziej ciekawe niż w atrakcyjnym Grand Theft Auto, gdzie w zasadzie dominują strzelaniny a’la cover shooter i pościgi samochodowe. Zgoda – tyle iż w ostatniej grze wszystkie lub większość questów są ciekawie oskryptowane. Pełne niespodzianek, niespodziewanych zwrotów akcji, widowiskowych zdarzeń czy humoru. W WD Legion dominują schematyczność i nuda. Jest wtórnie i chętnie.

 

 

 

Uwagę w Watch Dogs 3 odwracają piękne widoki.

 

Większość momentu w grze spędziłem na konsoli Xbox One X, dodatkowo kilka krótkich chwil w możliwości dedykowanej Xbox Series X. Zostałem uprzedzony, że zabawa w formie przeze mnie testowanej ma przedpremierową sylwetkę i oczekuje także na finalną łatkę. Będąc to na uwadze, nie czepiam się więc, że wielokrotnie Legion się zawieszał, wyrzucając mnie do interfejsu konsoli. Zakładam – choć zagwarantować tegoż nie mogę – że łatka premierowa wybiera te fakty.

 

 

Nie cierpi ale nic do poprawy w postaci tego, jak pracuje wygląda oraz działa, nie licząc wspomnianej stabilności. Londyn w Watch Dogs: Legion jest doskonale niesamowity. Architektura, ulice, pojazdy, drony, przechodnie – to miasto żyje. Wygląda fenomenalnie. Dodatkowo nie komponuje się jedynie z siatki głównych ulic i oteksturowanych prostopadłościanów symbolizujących budynki. Każda malutka alejeczka, każdy zaułek – wszystko to zostało zbudowane z dużą pieczołowitością. Nie narzeka same faktów z wydajnością: Legion twardo na One X trzyma się swoich 30 kl./s i ani myśli szarpać animacji.

 

 

Na Xbox Series X istnieje więcej lepiej. Co prawda niezmiennie 30 kl./s nas prześladuje zamiast pożądanych 60, ale również właśnie atrakcyjne miasto zyskuje dodatkowy wymiar za sprawą dużo ostrzejszego obrazu, wyższej szczegółowości detali także doskonalszego oświetlania. W szczególności wrażenie robią refleksy na szybach – znacznie bardziej realistyczne na nowszej konsoli. Niby szczegół – ale jednak deszczowy oraz futurystyczny Londyn wykonany jest błyszczącymi powierzchniami. Ten szczegół i połączona spośród nim różnica pomiędzy konsolami zatrzymują się względnie istotnie. Największą zmianą w kwestii działania na następnej konsoli są ale czasy wczytywania: na Xbox One X stanowczo zbyt duże, na Xbox Series X trwające kilkanaście minut.

 

 

 

Watch Dogs: Legion. Pół gry wzorowe, pół gry nudne. Wychodzi… średniak?

 

Engine gry, jej zarys fabularny, praca artystów, scenografia – wszystko wtedy w Watch Dogs 3 istnieje na poziomie absolutnie wzorowym. Podobnie zresztą gdy w minionych Far Cry i Assassin’s Creed. Ubisoft dołączył do perfekcji – także w projektowaniu wirtualnych, ciekawych światów, kiedy zaś w powierzaniu im dobrej technologii software’owej, żeby gry działały mądrze oraz czekały również dużo.

 

 

Ale w Watch Dogs 3 widzę ponad to, co zacząłem patrzeć w drugich wspomnianych przeze mnie seriach Ubisoftu. Assassin’s Creed Odyssey to (wciąż) świetna zabawa, ale dodatkowo nie brakuje w niej questów najnudniejszego sortu, a ona sama stanowi w wartości nową mapą dla Origins. Far Cry New Dawn nawet nie zdołałem ukończyć – lubię tę serię, a nowa akcja była zbyt dużą kalką poprzedniej, aby toż stanowiło jednak ciekawe.

 

 

WD Legion stał się tym, czego obawiam się w układzie dużo bardziej przeze mnie lubianej serii Assassin’s Creed. Kotletem odgrzewanym wedle starej receptury przy wykorzystaniu najlepszych składników, jakie Ubisoft przechodzi w zanadrzu. Taką zabawą z fabryki gier. Ze znaną technologią również silnym budżetem, co sprawia świetne pierwsze wrażenie również doskonale zwraca uwagę. I białą w ośrodku. Bez ciekawych prac i osób, taką, w jakiej w kółko spełniamy te też czynności. To zmarnowany potencjał oraz groźba większych problemów w wszystkiej ofercie Ubisoftu. Szkoda.

 

 

 

Wymagania sprzętoweWD Legion

 

Minimalne: Intel Core i5-4460 3.2 GHz / AMD Ryzen 5 1400 3.2 GHz 8 GB RAM karta grafiki 4 GB GeForce GTX 970 / Radeon R9 290X lub lepsza 45 GB HDD Windows 10 64-bit

Rekomendowane: Intel Core i7-4790 3.6 GHz / AMD Ryzen 5 1600 3.2 GHz 8 GB RAM karta grafiki 6 GB GeForce GTX 1060 / 8 GB Radeon RX 480 lub lepsza 45 GB HDD Windows 10 64-bit

Ultra: (4K / ray tracing) Intel Core i9-9900K 3.6 GHz / AMD Ryzen 7 3700X 3.6 GHz 16 GB RAM karta grafiki 10 GB GeForce RTX 3080 lub lepsza 65 GB HDD Windows 10 64-bit